czwartek, 14 czerwca 2012

bycie

zsiedliśmy z rowerów po 450 km jazdy po Warmi i Mazurach. Podróż poślubna, niczym Maria i Piotr Curie, którzy w strojach z epoki wyruszyli na rowerach po Francji. Nie znam ich relacji, ale wyobrażam sobie, że to była niezwykła podróż. Nasza też, choć w odzieży aktywnej. M to głównie pochłaniacz kilometrów, a moje usposobienie nie daje patrzeć przed siebie tylko nieustannie na boki, bo a to czapla, bocian, krowa, czy jeż, pachnie świeżo skoszone siano, chmura przypomina latającego psa z Niekończącej się opowieści. Jednak podróż jest podróżą, poznawaniem siebie, smakowaniem, przyjmowaniem tego co akurat jest i radością z tego.
Odtrucie korporacyjne przeszło, teraz małymi kroczkami do przodu.
Kawałek nieba i zieloności.










4 komentarze:

  1. Wspólne podróżowanie rowerem jest piękne samo w sobie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ee, to był smok a nie pies (albo ja Ci zawsze mówiłam, że to pies, a Ty upierałaś się, że smok??). Ładne zdjątką, zwłaszcza to pierwsze - uwielbiam drogi, te otwarte najbardziej... I tylko jakiejś szprychy jednej czy dwóch mi brakuje;)

    OdpowiedzUsuń
  3. e tam Franka, jakiej szprychy :) przecież nie wkleję tu naszych famajów, bo M nie ma podnóżki i musiałby stać i go trzymać :)
    Tak masz rację to raczej był smok a ja miałam zawsze w głowie psa, chyba przez te uszy...

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...