czwartek, 29 listopada 2012

na grudzień

Noś świat jak luźne okrycie...



i kalendarz na pulpit

wtorek, 27 listopada 2012

Samsara

czyli nieustanne wędrowanie...Bardzo chciałam zobaczyć ten film, po Barace, którą oglądałam z zapartym tchem, ten okazał się jeszcze bardziej przejmujący. Są takie filmy, które zapisują się obrazami na trwałe, taki tatuaż na duszy. Tak mam z tymi filmami. Nie pada nawet jedno słowo, ale obraz jest tak przejmujący, że niezapomniany. Dodatkowo wrażenie robi duży ekran, Barakę oglądałam w telewizji, a Samsara w kinie to jakby całkowite pochłonięcie tym obrazem.
Nie jest to składanka pięknych widokówek, choć zdjęcia porywają, jest dużo przejmujących scen, pokaleczonych ludzi, miejsc, po prostu życie we wszystkich jego odsłonach.
Polecam, niesamowita lekcja uważności...
zdjęcia z googla


poniedziałek, 26 listopada 2012

szary

czas...nie dlatego, że jesień, bo nawet słoneczna, po prostu tak jest i już. Nawet jak chodzimy po sklepie żeby kupić może nieco inny kolor, to i tak w finale przynosimy puszkę szarości. To taki szary z Tine K Home trochę, z kroplą fioletu, nieco ocieplony i wydaje się być kapitalnym tłem dla czarno białej fotografii. Jeszcze sporo pracy, jedno malowanie, odnowienie foteli, zmajstrowanie półek, biurka, stolika kawowego, jakieś czarowanie w kuchni. Długo to trwa, bo po pracy i w niektóre weekendy tylko i prawie wyłącznie własnymi ręcami. Nasz projekt jest niskobudżetowy, bo pod wynajem, a póki co dla nas. Czuję, że to już taka karma, że gdzie nie zamieszkam to urządzam i się kokoszę, a jak już jest ciepło i przytulnie to się wyprowadzam. Teraz wciągnęłam M w tą zabawę.
A poza tym, biuro w kuchni, to kiepski pomysł, bo co rusz działa się dwutorowo, czyli miska z ciastem chlebowym na kolanach, warzecha w dłoni, a oczy wlepione w monitor. Pół głowy w projekcie, pół w kuchni, już nie mówię o podskubywaniu suszonych jabłek i parzeniu kawy. No i jeszcze książki, gazety i inne rozpraszacze. Wymaga to niezłej organizacji i koordynacji. Praca w korpo zupełnie tego pozbawia, wychodzisz rankiem, wracasz nocą i tylko czekasz na weekend. Tutaj wstajesz rano, pasowałoby pobiegać, śniadanie i do pracy. Ale między czasie przypomnisz sobie o pralce, zakupach, ugotowaniu czegoś do jedzenia, jak słońce to z aparatem w krzaki koniecznie, może na chwilę na rower, maile nie tylko firmowe i upsss wieczór. Podziwiam ludzi, którzy super efektywnie pracują w domu i nie w piżamie.


środa, 21 listopada 2012

byliśmy w górach...

W sobotę na dole mgła, do krojenia nożem prawie, a na górze piękne słońce. Górskie przyjęcie ciepłe i słoneczne, a tak tęskniłam.
Wyprawy zeszłotygodniowe, testowanie rozmaitych środków transportu, od nieprawdopodobnych do całkiem obskórnych, spotkania z ludźmi, opowieści o życiu, włoskich klimatach, realizacji marzeń, poniedziałek.
Budzę się rano, za wcześnie jakoś, jemy śniadanie, M do pracy, a ja nastawiam kafeterkę. Miałam pójść pobiegać godzinę do lasu, ale buro i zimno, zostaję. Jeden kubek i drugi, zasiadam w moim, ciągle prowizorycznym, biurze projektowym w kuchni i startuję. Proszę zapiąć pasy, bo jazda bez trzymanki:)
W wielu zawodach pewnie jest tak, że sporo rozmów, zwykłego użerania z ludźmi, a na końcu satysfakcja, albo chociaż jej cień. Niby zawsze mogłoby być lepiej i inaczej do tego podeszlibyśmy, ale gdzieś w środku cieszymy się z radości inwestorów, karmimy dobrym słowem. Tak sobie słodzimy właśnie ze stolarzem, ja mu za wykonawstwo, on mi za projekt. Mamy szczęście w tym wypadku do sensownego inwestora. Wtedy chce się rano wstać i zaprojektować coś jeszcze :)

czwartek, 15 listopada 2012

na szlaku

zdjęcia z trzech różnych miejsc, w każdym inna historia, inni ludzie, marzenia, słońce i kolory...
Trzy pierwsze to z Warszawy, naszego starego nowego lokum, kolejne dwa z pod Śnieżnika, związane z dzieciakami, trzeci pakiet zaś z rodzinnego domu, spowity mgłą. Tak to objazd Polski ze środka na zachód i południe dobiega końca. Jeszcze tylko kilka wyczekanych spotkań, góry może słoneczne i stolica, za którą jakoś nie tęsknię...








poniedziałek, 12 listopada 2012

z podróży...

może być sensownie...wsiadłam dziś do autobusu dalekobieżnego, czerwonego, za połowę ceny pociągu, z internetem, działającym gniazdkiem, w wygodnym fotelu, czerwonym, a jakże. Jestem pod wrażeniem. To pokazuje, że za sensowne 35zł można z Warszawy dojechać do Wrocławia, że kierowcy nie muszą być opryskliwi, że bilet kupiony przez internet ma numer i nawet nie potrzebujemy wydruku, jednym słowem da się i to napawa optymizmem.
Kiedyś poznałam dwoje ludzi zakręconych na ośrodek dla dzieci niepełnosprawnych, długo szukali w Sudetach odpowiedniego miejsca. Teraz jest ich już troje i może jutro częściowo spełni się ich marzenie, a wtedy czeka nas morze pracy...
Pozdrawiam ze szlaku szarych drzew, ozłocynych żółtymi listkami, podświetlonymi przez nieśmiałe promyki słońca, z kubkiem kawy.



niedziela, 4 listopada 2012

rzeczy, które lubimy, podobają nam się, zachwycają i porywają nas. Dla mnie to widoki z podróży, czy wędrówki w górach, coraz rzadziej ludzie i nieustannie ich pomysły. Książki, fotografie, ilustracje, coś, co porusza najdelikatniejsze struny w środku. Na pewno też zmysły. Muzyka, zwłaszcza ta instrumentalna, jazzowa, smaki, najprostsze, coś z niczego. Zapachy, mgły o poranku i kwitnących pomarańczy.
namiastka z Pinterest







 a na rozruszanie
dobrej niedzieli...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...