poniedziałek, 22 listopada 2010

a w Krakowie

świeci słońce. Teraz w Warszawie odkręcił się kran z deszczem, a w Krakowie słońce muska ciepłem nie tylko po twarzach, ale i w środku. Całą sobotę spędziłam na widzeniach, rozmowach, pysznej kawie, czekoladzie i w uściskach, szczególnie takich małych rozchichranych  łapek z Rzeszowa :) no i uśmiech faMajki, czarowny niczym Mona Lisy. Niedziela górsko i piknikowo z cudownymi widokami i liczeniem...lat.
...a weekendowa historia będzie o niezwykłym spotkaniu.
Kiedyś, prawie dwa lata temu wybrałam się w nieznane do Bazylei. To nieznane było na tyle fascynujące, że pochłoneło kawałek mojego życia i to w całości. Ale, ale nie o tym...
Na lotnisku kupiłam Zwierciadło i lecąc samolotem wyczytałam w środku historię ciekawych ludzi, związanych z Krakowem i Bazyleą, nie udających życia, a żyjących całą jego mocą, jak się zdawało. Po wylądowaniu miałam zamiar ich odwiedzić, ale pochłonęło mnie miasto, potem narty, w między czasie nieznane. Tuż przed wylotem powrotnym, na lotnisku zobaczyliśmy przechodzącego pana, otworzyłam gazetę i okazało się, że to ten sam człowiek, uśmiechnęłam się, on też, nieco zaskoczony :)
Po powrocie napisałam pisankę, dostałam odpowiedź i tak zaczęła się kapitalna znajomość. A w sobotę spotkanie i cudne rozmowy o świecie, życiu, wspólne plany i pomysły na bieg przebierańców, przejazd na starych rowerach przez Kraków z tubą i dzwonkami owczymi, wyprawa w góry. W sierpniu rodzinnie wrócili do Krakowa...na rowerach z Bazylei :)
Nie wierzę w przypadki, ale w dobre duchy zawsze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...