Wróciłyśmy z Tatr, tych urodzinowych, wymarzonych i bardzo dawno nieodwiedzanych. Było ciasto marchewkowe, burze, grad, deszcz, śnieg, krejzole zjężdżający po resztkach śniegu w żlebach, spotkani chłopcy w adidasach, w kapeluszu i skórzanej kurtce, którzy wyszli z nami na Szpiglasowy Wierch i wielu innych, spotkanych po drodze. Najpiękniejszy był poranek w Morskim Oku, Czarny Staw i spacer wokół niego, we wschodzącym słońcu. Dobrze było razem wędrować, odpoczywać i po prostu być. To nasze kolejne spotkanie z serii babskich urodzin na szczycie:)
Wieczorem poprawiliśmy jeszcze rowerową przejażdżką na lody, a nad ranem powrót do stolicy. Kwitną akacje i pachnie obłędnie, najlepiej po zmroku. Czas na Warszawę...
8 lat temu
ehh dawno mnie tam nie było... a stresa byłaby większa niż ostatnim razem... zawrat? hmm chyba nie! ;)
OdpowiedzUsuńłoooo ja wbijam w ten weekend...mam nadzieję że się uda. Przez te zdjęcia nakręciłam się jeszcze bardziej :P
OdpowiedzUsuńwarto :)Zawrat w śniegu i większość szlaków na 2tys też, ale jeszcze mało ludzi, a przez to fajnie. Tyle, że burze co rusz.
OdpowiedzUsuńKaśka o tak, teraz stres dwa razy większy, ale pamiętam co powiedziałaś wtedy...zatem?!
OdpowiedzUsuńjejku co powiedziałam... juz się boję trzy razy bardziej!
OdpowiedzUsuńpowiedziałaś Wojtkowi, że ani przed ślubem ani po ślubie więcej na Zawrat nie idziesz! świadków było trochę:))
OdpowiedzUsuńa że trzy razy, to nie dziwota, MZM tego przyczyną :)
oj jak to dobrze,że ktoś jeszcze ma dobrą pamięć(moja powoli wysiada!).... uwolniłaś mnie od ZAWRATu! ale jak tu 5 stawów zobaczyć, kiedy z zawratu najładniej widać ;)
OdpowiedzUsuńjeszcze jest kilka opcji:)
OdpowiedzUsuń