Dziś pora deszczowa. Zimno i mokro. Miśki w górach buszują, a my z konstrukcją. Dzień zwyczajny, choć, nie do końca. Jadąc rano w stroju nurka, na środku glinianej dróżki spotkałam kobietę w białej garsonce, białych pończochach, z białym parasolem, czyli białą damę. Jadę na różowym rowerze w ulewie cenralnie na nią, a ona na samym środku z rozbrajającym uśmiechem. Wjechałam w trawsko i zaczęłam się śmiać, bo spotkanie z taką zjawiskową osobą to niezły czad, zwłaszcza w okolicach zaprogramowanych manekinów, gdzie nikt z natury się nie uśmiecha. Nie mogąc uwierzyć, że to nie sen, obróciłam sie jeszcze do tyłu, ona zrobiła to samo. Miło...
Na dobry początek krótkiego tygodnia relaks, znaleziony w blogosferze.
8 lat temu
Czy to jadalnia u ciebie na górze?
OdpowiedzUsuńoj chciałabym, ale jak wiesz, nie ma tam poziomej płaszczyzny, poza tym na moim horyzoncie jakieś tysiąc z hakiem a to pewnie ze 3 tys.n.p.m...pomarzyć - fajna rzecz:))
OdpowiedzUsuń