
...dziś jak zwykle burza, efektowna i maksymalny deszcz, jak do tej pory najbardziej mokry ze wszystkich :) a my po pracy wybraliśmy się na lody - były pyszne!
a potem biegliśmy w deszczu...przemoczeni wróciliśmy do pracy, ja po rower reszta po bagaże i na lotnisko...
Później w pelerynce przez Wafkę z moją werbeną w koszyku...po drodze atrakcje jakiś mostek - wylana rzeczka, nogi na kierownicy, potem skrzyżowanie, wszyscy w korku a tu rowerem można między nimi i do przodu...na koniec ulica ślimakowa (wszystkie ruszyły na spacer) o mały włos nie straciłam równowagi omijając je :) ale obyło się bez trupów...
Jak nigdy nie zdarza mi się dziś śpiewałam, byłam mokrusieńka i tak mnie wzięło...ot potrzeba chwili :)
nie miałam aparatu ale ta fota oddaje klimat :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz