dziś skoro piękny słoneczny poranek, wzięłam się za pieczenie chleba...zaś wczoraj wracając przed 22 z pracy, spotkałam jeża, mieszka dwa piętra pode mną i jest z innego świata, poczułam jakbym dawno niewidzianego znajomego spotkała...tak sobie grzałam na tym rowerze przez puste miasto i zamarzyło mi się bieganie po trawie, na bosaka, jak tęsknię...ehhh, tam łąka w Beskidach, a ja w betonowym świecie...ale wieczorem poszłam po wodę do źródełka i znowu jeż, spylał w krzaki. Wracając przez dziki sad nazbierałam całe kieszenie płatków z dzikiej róży - sezon dżemikowy się zaczął, spotkałam jeża i wzięłam się za pichcenie...zakwas szalał i wołał: zrób ze mnie w końcu ten chleb, ile to można w fabryce siedzieć, ja tu czekam i czekam...między czasie zrobiłam cukierki różane, nawet niezłe, ale bębą lepsze :) najlepsze w herbacie...
8 lat temu
mniam... a my dzisiaj po dniu dzieckowym... też byśmy takich cukierków chcieli!
OdpowiedzUsuńej ale dzień dzieckowy pojutrze dopiero...
OdpowiedzUsuńwiesz co, tak się bałam burzy, że wszystkie zjadłam...ale zrobię nowe...
u nas dzieckowe party musi zacząć się z wyprzedzeniem, zęby wyrobić posiadana w domu normę ;)
OdpowiedzUsuńprawie jak trzydniówka dla trójcy ;)
acha to z powodu Świętej Trójcy...
OdpowiedzUsuń