wtorek, 25 maja 2010

Każdy na swojej drodze spotyka osoby, które bezpośrednio, albo nie do końca, ale zostawiają trwały ślad w naszym życiu. W moim rowerowym życiu tak było z Igorem, którego spotkałam będąc młodą, zakręconą studentką, na słynnej ze slajdowisk Mikołajskiej. Chodziłam tam bardzo często połykać niesamowitości świata w postaci slajdów i opowieści. Tam poznałam Markiewiczów opowiadających o Buthanie, Nepalu, dolinie Kaszmiru, te obrazy mam zapisane w sercu na zawsze. Ale też zwyczajnych chłopaków, którzy wsiedli na rower i pojechali przed siebie :) Byli oczywiście, jak to w życiu, i tacy mało dostępni i nie budzący sympatii, ale też - na szczęście - i tacy ciepli i otwarci. To właśnie Igor i Przemek, po kapitalnej opowieści mieli czas dla słuchaczy i pamiętam, że siedzieliśmy nad mapą Norwegii sporo czasu i pokazywali gdzie warto, którędy, jak, że mokro, że zimno i że wielka frajda :) połknęłam haczyk jak mała rybka, więcej nie trzeba było. Jednak tu życie pisze scenariusze. Realność szkockiego przysłowia o rozśmieszaniu Boga swoimi planami sprawdziło się w stu procentach. Moja Norwegia odfruneła niczym lekki balonik na północ, a mi pozostało śledzić poczynania ulubionych rowerzystów. Z tamtych planów został mi różowy rower, który jest ze mna teraz w tej dżungli warszawskiej. Po latach okazało się, że Igor założył sklep rowerowy, ożenił się i nadal jeździ po świecie na rowerze, znalazłam go szukając roweru na pierwszą zagraniczną wyprawę :) Dziś dostałam maila ze zdjęciem jego małych, co dopiero przybyłych na świat, córeczek :) pewnie za jakiś czas ruszą w trasę w czwórkę. Dane mi było poznać (do tej pory) sporo rowerujących podróżników, kilku z nich odcisnęło jakiś ślad, zapaliło do takiego patrzenia na świat, choćby Leszek czy Paweł, ale spotkanie z Igorem i Przemkiem będę pamiętała zawsze:)
Odnotowuję kolejne, w tym roku,  urodziny małych człowieczków...Narazie dziewczyny górą :)

2 komentarze:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...