sobota, 15 maja 2010

Sobota. W Warszawie. Śniadanie, prawie na balkonie, a jednak w środku bo tak nijak zimnawo, ale bułki (pierwsze w życiu) smakowite. Potem wycieczka na Pragę. Praga ma w sobie to coś, czego nazwać nie umiem. To miejsce gdzie w trakcie jazdy, z tramwaju wysiadają wyrostki, gdzie można dostać ochrzan za patrzenie na kogoś, gdzie niektóre kamienice wyglądają jak te z filmu o Szpilmanie. Dziś nie jeździły tramwaje w jedną stronę i miałam dłuższy spacer, znowu szłam jak w obcym mieście gapiąc się wokół. Pierwsze to miśki tuż po drugiej stronie ulicy, zoo jest tak skonstruowane, że z chodnika można zobaczyć co najmniej trzy dorodne niedźwiedzie. Potem, tuż za siatką mecz - jeden kwartał zabudowy wycięty na boisko ze sztuczną murawą. Jakiś stragan z warzywami, pachnącymi! ceny nie warszawskie, czyli przyzwoite. Nie sposób nie skusić się na rabarbar, czy kapustę.





Powrót już tramwajem i to z ciekawą parą, wielbicieli trunkowych, kobieta z dość wyraźnym makijażem, różowymi ustami i...wachlarzem, japońskim (no może chińskim), wrażenie co najmniej surrealistyczne w tramwaju numer 4.
Potem miłe spotkanie u M i M.
Lektura przy zielonej herbacie i Pearl Jam. Muszę tu napisać bo właśnie pochłonęłam rozmowę z Janem Nowickim i bardzo mi się spodobał tekst:
Mężczyzna jak jest zdrowy, to kobietę bierze. I tyle. 
hmmm coś w tym jest, nasuwa mi się pytanie, ale nie będę złośliwa...

p.s.
dla wtajemniczonych "ja w podróży" nieco rozszerzone mobilizacją przez K :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...