Wczoraj pędziłam na rowerze w deszczu i...wpadłam pod samochód, skręcający tępo na zielonej strzałce. Dobre Duchy jednak pomogły na mokrych pasach ślizgiem wyjść z całej sytuacji w jednym kawałku, a i famaj cały i zdrów. Serce zaczyna bić dopiero po kilu dobrych chwilach. To zawsze taki trochę zimny prysznic i chwila zastanowienia dokąd, po co???
Dobrze, że za tydzień jedziemy na wakacje, że można się będzie oderwać.
M, nasz szwajcarski kompan od narodowej sprawy, upiekł dziś pyszne ciasto z borówkami. Kapitalne jest to, że wszyscy, z nim na czele jesteśmy oczekujący przyjścia na świat jego synka Ivo. Tak zajadamy to ciacho i reagujemy na każdy telefon i zmianę w głosie :) a Ivo po prostu sie nie śpieszy i ma się urodzić w domowym zaciszu.
A skoro o domowym zaciszu, to kuchnia już jest i nawet pracownia, i taras, i do przodu...dom, którego sercem jest kuchnia i mam nadzieje, że Pola ją kiedyś odwiedzi :)))
dziś też nie moje, ale klimat odjazdowy...
10 lat temu

klimat jest niesamowity na tym zdjęciu... tak się zastanawiam czy to żyrandol ze świetlików? hihihi
OdpowiedzUsuńmyślę, że jednak podłączony do prądu...
OdpowiedzUsuńwiesz, że świetliki to tylko samce i przez chwilkę dopóki nie znajdą samicy a potem już nie świecą:)
hihihi co te baby robią z chłopów - CIEMNIAKÓW!
OdpowiedzUsuń