sobota, 30 października 2010

historia pewnej znajomości

Na stole paruje kawa, pachnie migdałami, słońce sączy się przez pomidorowe listki na parapecie, a pod kwiatkiem chryzantemy stoi anielka. Zamieszkała tu niedawno.
Jak tak patrzę na nią przypomina mi się historia pewnej znajomości, z wiedźmą...Nie wiem ile trwa, ale wydaje mi się, że zawsze. Poznałyśmy się w pierwszej mojej poważnej pracy - pracowni ceramicznej, na Kazimierzu, w czasie studiów. Szybko zmieniłam ją na inną pracownię, a z wiedźmą nie wymieniłyśmy się nawet adresami. Po jakimś czasie spotkałyśmy się w pociągu, ona jechała medytować, a my w Karkonosze. A potem już widziałyśmy się niemal co tydzień, chodziliśmy wszyscy po Tatrach, to z nią pierwszy raz na drewnianych nartach, w stylowych klakierkach zjechałyśmy z Gęsiej Szyi. Nasze eskapady biegówkowe były niesamowite. Potem, gdy nie mogłam znaleźć pracy w Polsce i wyjeżdżałam do USA, wiedźma z mężem swoim dali mi magiczny adres w Bostonie: "to tak na wszelki wypadek, napisz do niego". Napisałam. W odpowiedzi dostałam mail: "przyjaciele moich przyjaciół, są moimi przyjaciółmi", jak się okazało - najcenniejszy skarb na drogę, zresztą do dziś - to mój sąsiad na polanie. Mąż wiedźmy pokazał mi muzykę, dzięki niemu zaczęłam słuchać i słyszeć, zaraził mnie Garbarkiem, Bobby McFerrinem, Mari Boine i mnóstwem innych subtelnych dźwięków. Oboje zarażali też kinem alternatywnym, wyszukanymi obrazami. W końcu wiedźma zaczęła lepić niezwykłości. Stworzyli kompletnie zaczarowany świat.
Dlaczego wiedźma? Bo to kobieta, która wie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...