...no i jestem. Wydaje mi się, że wróciłam z tygodniowych wakacji, a to przecież tylko dłuższy weekend. Czwartek na Trzech Króli z rodziną królewską (dwie królewny na biegówach i król z aparatem) ruszyliśmy w pięknych okolicznościach przyrody do Zawoi, złapaliśmy wiatr w żagle (halny) i wróciliśmy na niziny.
A w piątek się zaczęło. Zapięłam swoje boazerie na stoku Jaworzyny i hulaj z przyklękiem, na złamanie karku:)) tego mi trzeba było. Oczywiście postępów wielkich nie poczyniłam, ale zaraziłam się chorobą zwaną telemarkiem :) Nie dość, że sama jazda ma w sobie jakiś potencjał, styl, to jeszcze ludzie uprawiający ten sport to kompletni pasjonaci i świry, ale w dobrym wydaniu, bardzo lubię. Choć sama miałam ograniczone możlliwości to rażenie było wielkie i skuteczne :) No i muszę wspomnieć o zawodach, w deszczu i drugim miejscu Zuzi - wielkie brawa!!! i dzięki za zaproszenie :) Poczułam trochę jakbym wróciła do dawno niewidzianych znajomych, bardzo otwarci i ciepli ludzie, ehhh normalnie moja lista pozytywnie zakręconych zapełniła się, tylko nie wiem jak ja tu w tej Warszawie wytrzymam, przecież będę tęsknić :) Pozostaje oczekiwanie na przyszły rok.
8 lat temu
poczekamy zobaczymy!
OdpowiedzUsuńnooooooooooo:)
OdpowiedzUsuńOj jak ja Wam zazdroszczę!
OdpowiedzUsuńBuziaki ślę:)
Aga