piątek, 9 marca 2012

kaligrafia

...no i się zaczęło...był sobie patyk lipowy, przycięty sprytnymi rękoma w zgrabne narzędzie do pisania. Zanurzony w tuszu, nabiera koloru i staje się trochę japoński i choć nazwa się nie zmienia, szlachetnieje. Jednak w dłoni, która uderza co najwyżej w plastikową klawiaturę osiem godzin dziennie i tak przez ponad dziesięć lat, onieśmielony drży, rwie linie i kwadraci łuki, tańczy w słowach, o skupieniu, uważności, niemal medytacji...odkrywa ludzkie charaktery, nerwowość, brak cierpliwości.
uczy, odrywa od codzienności, nie wiadomo kiedy mijają dwie godziny...
wkrótce wkleję tu moją własną podróż z patykiem, póki co mistrzowie

1 komentarz:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...