czwarty dzień bez pracy, korporacji, fabryki, karuzeli dla chomików, bez pędu, humorów szefowej...
Pierwszy dzień był najbardziej wytęskniony, smakowałam każdą minutę. Patrzyłam za okno co się dzieje o 12 w południe, jak słońce przesuwa się na balkonie, jak spokojnie płynie czas, jak cudnie sobie rysować przy otwartym oknie, słuchając muzyki. Drugiego dnia umyłam okna, wymiotłam kurze z najciemniejszych zakamarków, wyprałam chyba wszystko, co dało się wyprać. Jeszcze nie doszłam do etapu mycia podłogi szczoteczką do zębów, ale czuję, że jestem blisko :) pomalowałam paznokcie, zrobiłam maseczkę, na włosy też, wyjęłam z walizki letnie sukienki, sandały. Wczoraj byłam u znajomej na kolacji tarasowej, wróciłam o północy w pięknym, ogromnym, czerwonym kapeluszu. Uczę się życia od nowa.
...i projektuję, na początek ogrody.
a zdjęcie z cudnego spaceru po Beskidach, w stałym składzie, bez scenariusza...
i jeszcze zabawa w kolorach turkusowych u Oli
8 lat temu
Ciesz się tymi dniami bo niedługo się skończą:))
OdpowiedzUsuńoj tak, żeby tylko za długo to nie trwało bo jak się przyzwyczaję to ...:)))
OdpowiedzUsuń