wtorek, 16 marca 2010

Weekend spędziłam w górach, miała być Rysianka ale zakopaliśmy się pod górą i skończyło się na Adamach i herbacie w miłym towarzystwie :) Ostatnia narciarska eskapada była bardzo...śnieżna, padało nieustannie. A w Krakowie pogoda przypominała listopadową pluchę, wsiadłam do pociągu byle jakiego pochłonięta lekturą o szwajcarskich paniczach w Davos i z godzinnym opóźnieniem dotarłam do bajkowej krainy zwanej, od dwójki takich zakochanych, Warszawą. Wyszłam z podziemi i aż mnie zatkało. Pod pałacem kultury o 23.30 trwały na całego bitwy śnieżne, spadło jakieś 30 cm świeżego puchu i z nieba spadały kolejne tony śniegowych niezywkłości przypominające pierze z rozdartej poduszki. Drzewa uginały się pod ciężarem puchu, samochody leniwie przesuwały się w białej mazi. Rzuciłam plecak w mieszkaniu, wyjęłam aparat i poszłam na plener północny :) Jakoś szkoda było się kłaść widząc co dzieje się za oknem.
Rano obudziło mnie ostre słońce i ponad 50cm śniegu. Różowa pantera (rower) została w domu a ja popłynełam do metra. Idąc do pracy spotkałam mamę prowadzącą szkraba do przedszkola, mama z błędnym wzrokiem i uśmiechem zachwycona białym krajobrazem mówi: zobacz synku jak pięknie! a mały patrzy na swój samochód niewzruszony kompletnie...kolejny atak zimy sparaliżował stolicę ale też sprawił zachwyt :) różowa pantera dalej leniuchuje, mi pozostaje metro i...opowieść o szwajcarskich paniczach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...