poniedziałek, 14 czerwca 2010

...wczoraj znów zwiedzaliśmy Warszawę, i znowu czarodziejskie, zielone miejsca...Dziwaczna architektura (aż wstyd sie przyznać, że ma się coś wspólnego), piękne stare drewniane domy. Rzeczka Smródka (do której odprowadza się ścieki) bardzo urokliwa. 
Jak to Warszawa, pełna kontrastów. 









A dziś wracałam sobie z pracy w ścianie deszczu. Serdecznie chciałabym tu pozdrowić pana, który o mały włos zniszczyłby mój różowy famaj, moje obserwacje to: w deszczu wszyscy robią się bardziej agresywni, a druga sprawa "blondynki" to nie tylko kobiety :) Ale chciałabym Wam napisać o jednej scence. Jadę w takim maksymalnym deszczu i wszystko ma zamazany widok (brak wycieraczek) i deszcz kapiący z kasku, a przede mną dwójka famajów, nie dość, że bez błotników, to grzeją całą mocą i wjeżdżają na trzy cztery w największe kałuże ale tak razem i z impetem. Zatrzymaliśmy się na światłach, oboje mieli na twarzach błoto ale i najładniejszy uśmiech jaki ostatnio widziałam i świata poza sobą nie widzieli :) dojechał jeszcze jeden facet, rasowy manekin a ci dwoje rozpływali się w tym deszczu...

3 komentarze:

  1. takie rzeczy się zdarzają! nie ma się co dziwić! sama osobiście wraz z dwoma koleżankami wracając.... ale może nie tak przy wszystkich ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Aga taka Warszawa po prostu nie istnieje. Ty to wymyślasz :)
    Wiesz co może ja powinnam łagodniejszym okiem spojrzeć zatem na Londyn??
    Naucz mnie tak patrzeć na życie jak Ty patrzysz...
    Odpiszę jutro na @ bo mi Dawid konfiskuje komputer na mecze :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki:)
    zatem czekam na maile...
    i tak Niemcy wygrają, szkoda oglądać :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...