No tak, weekend minął, a ja się zbieram żeby napisać i tak to trwa...
Miałam gościa, niezwykłego i bardzo miłego. Zwiedziłyśmy Warszawę na rowerach, przez całą sobotę pędziłyśmy w słońcu i zefirku po różniastych ciekawych miejscach i zakątkach. Zaczęłyśmy od Królikarni, Łazienek z małymi pawiątkami,
kawa w pkp Powiśle
potem była biblioteka i zielone dachy,
ważne rozmowy nad sztuczna rzeką,
jakieś portrety
i tak na Rynek Nowego Miasta i Starego, Grób Nieznanego Żołnierza i parkowa fontanna, często występująca w polskich serialach.
A w ostatnich promieniach ciepłego wieczornego słońca dokręciłyśmy do Wilanowa i objawił nam się złoty pałac,
zryty ogród a potem już ul. Kokosowa i meta :)
Wyeksploatowane zasiadłyśmy z sąsiadką M i spędziłyśmy miły wieczór, przygrywając sobie z maca różniastymi dźwiękami, co komu w duszy :) Rano umówiliśmy się na kawę z krowim mlekiem i tartą antanówkową. Potem odwiedziny dominików i wielka wyprawa do ogrodu botanicznego w Łazienkach. Troche egzotyki, tropiku i zwykłych chwastów przydrożnych, czarowna sosna (zakupię taką na polanę) a przede wszystkim fajny czas spedzony razem. Pyszny obiad u sąsiadów i pożegnanie. Wróciłam do mieszkania, zajęłam się pomidorowymi drzewkami i z kubkiem herbaty zapadłam się w fotelu z pamiętnikiem Kena i Treyi. Trochę to odświeżające doznanie, bo czytałam tą książkę dobrych kilka lat temu, po powrocie z długiej podróży. W poniedziałek wskoczyłam do bagienka, zwanego narodową sprawą i wychylam głowę, bo słońce muska po policzkach :)
8 lat temu
po raz kolejny mój komentarz do twoich postów to:
OdpowiedzUsuńbosko! ;)
a ja po raz kolejny się czerwienie i dziękuję :)
OdpowiedzUsuń