w Kazimierzu nad Wisłą i najbardziej podobała mi się...Wisła.
No może jeszcze wąwozy, urokliwe chałupy na pagórach, porośnięte pachnącym jaśminem, piwoniami i innymi rozkosznymi kwiatuchami.
Przyjemny był widok z góry Trzech Krzyży za 1zł, leżąc sobie w trawie.
Dając się prowadzić po tym maleńkim miasteczku trafiliśmy do urokliwej kafejki z pluszową sofą, mrożoną kawą w gniecionych szklankach, w oparach piwonii.
Renesansowe miasteczko tonęło w ludziskach, głównie z Warszawy, kiczu sprzedawanych malowideł i różności.
Mnóstwo tu kontrastów, rozbroił nas np.: kebab "pod psem" w rynku. Obok kapitalnych dwustuletnich chałup drewnianych, ładnych w proporcjach i zadbanych, renesansowych kamieniczek, z koronkowymi zwieńczeniami, są tu też "gargamele" czyli bogate chałupy z wieżami, egzotycznymi ogrodami, od samego patrzenia zęby bolą. Czy nas porwał klimat? raczej coś innego, co ważne i działa nawet w prl-owskich ośrodkach turystycznych, za to z cudnym klimatem dokoła...
9 lat temu
Kocham to miejsce, mam do niego wielki sentyment, z uwagi na mój chrzest tam... mimo,że pochodzę z drugiego końca Polski. Zdjęcia piękne, szczególnie te dmuchawce skąpane w słońcu ...pozdrawiam Leszczynowa
OdpowiedzUsuńp.s. Kazimierz najpiękniejszy poza sezonem
dziękuję i witam na blogu:) no właśnie, tak sobie myślę, że jak nie ma ludzi to miejsce inaczej żyje, nieśpiesznie...widać to było po lokalnych psach szwendających się po miasteczku. Mieliśmy za to wielką frajdę wyjeżdżając stamtąd i włócząc się po lasach nad jeziorem, gdzieś między Kazimierzem a Lublinem.
OdpowiedzUsuńSzczęśliwa i uśmiechnięta. Taką Cię lubię najbardziej :)
OdpowiedzUsuńMasz ochotę poznać Lolę? :)
ogromną :)
OdpowiedzUsuń